Nu se pretează? Nu contează! La noi puteți returna bunurile în 30 de zile
Cu un voucher cadou nu veți da greș. În schimbul voucherului, destinatarul își poate alege orice din oferta noastră.
30 de zile pentru retur bunuri
- Wszyscy lubimy i umiemy snuc narracje, ale jak pan opowiada to jest prawdziwe swieto opowiesci! - mowi prezes Tlolka do organisty Somnambulmeistra. Najnowsza powiesc Jerzego Pilcha jest wlasnie takim prawdziwym swietem opowiesci - madrej i rozbuchanej, snutej arcybogatym jezykiem, pelnej zaskakujacych zdarzen i smakowitych detali, pograzonej w magicznej atmosferze, panoramicznej niczym "Sto lat samotnosci", zaludnionej tylez swojskimi, co dziwacznymi, osobliwie zabawnymi postaci, jakich pozazdroscilby Fellini z "Amarcordu", a zarazem mowiacej o sprawach waznych, najwazniejszych, ostatecznych. Pilch przenosi nas w tuz postalinowskie czasy lat piecdziesiatych, do Sigly, polozonej - jakze by inaczej - na ukochanym przez autora luterskim Slasku Cieszynskim. Do miasteczka - ku powszechnemu zdumieniu - zjezdza Jula Mrakowna ze swym katolickim narzeczonym. Kto ja przenocuje? Bo przeciez nie wstrzasniety ojciec, pastor Mrak! Co stalo sie z jej siostra Ola, w tajemniczy sposob zaginiona? Zeby ja chociaz porwali esbecy, ale towarzysz Goniec zaprzecza! Czy miejsce jej pobytu wskaze Fryc Moitschek, ktory nawet jak nie byl stuprocentowym cudotworca - mial dar? Kim jest mezczyzna w czarnym owerolu, ktory wszedl do willi swietej pamieci doktora Nieobadanego i nie wyszedl? Dawkujac czytelnikom sekrety i - po czesci sensacyja - intryge, Pilch zaglada zarowno do domow jak i do glow swych bohaterow, bywa tylez czuly i delikatny, co pikantny i bezlitosny, dowodzac, ze czlowiek sam sobie zagraza, a jak czlowiek sam sobie zagraza - nie ma gorzej...Z charakterystycznym "pilchowym" humorem snuje zwykle-niezwykle historie mieszkancow Sigly, a zewszad slychac, ten co zawsze, gleboki i majestatyczny oddech kosmosu nad dachem. Ow "oddech" - pytania o sens zycia, smierci, wiary, Boga, milosci, cierpienia, o sens wielu demonow, ktore nasze historie opowiadaja - unosi sie nad cala powiescia, pelna niezapomnianych sytuacji, wysnuwanych czesto z pozornie nieznaczacego zdarzenia. Chichoczemy czytajac jak pan Naczelnik usiluje pocalowac w reke histerycznie niechetna temu starke Zuzanne, jak ucztuja i kloca sie nad trumna pana Wzmozka, ktorej nie sposob wyniesc z domu, jak graja na grzebieniach i butelkach: Tango zatrata. Tango bakelit i tango szklo. Niepostrzezenie, raz po raz, ten chichot zmienia sie w charkot, smiech wiednie nam w gardlach, takze przy zaskakujacym, niesamowitym zakonczeniu powiesci. Nie ma juz tamtego swiata. I naszego tez kiedys nie bedzie. Nas nie bedzie. Nie chcemy tego wiedziec, choc kazdy musi sie wreszcie z tym zmierzyc. I Pilch swoja wazna, calkiem niewesola ksiazka-ksiega w przejmujacy sposob nam w tym pomaga. I jest tak, ze wreszcie rozumiesz starych pisarzy, ktorzy pisali o niepojetej rozpaczy zostawienia wszystkiego. Pozegnaj sosne na piaszczystym wzgorzu, pozegnaj smagle cialo, pozegnaj hokej, pozegnaj sztruksowa marynarke - teraz rozumiesz; tysiac razy lepiej bylo, jak sie nie rozumialo. Zyjesz? Tak jest! Umieranie zaczelo sie na dobre. .